Tokio2020: Rozmys bez buta, a Lewandowski z kontuzją

0
333
Michał Rozmys przez większość dystansu musiał biec bez jednego buta. Źródło: Twitter

Michał Rozmys w półfinale biegu na 1500 metrów wbiegł na metę bez… buta.

Półfinał biegu na 1500 metrów był dość oryginalny. Michał Rozmys w jego trakcie… stracił buta. Do mety dobiegł w jednym – niestety, ze sporą stratą do rywali.

– Zacząłem bardzo agresywnie i gdzieś po 80 metrach doszło do potyczki z Francuzem, który trochę zabiegł mi drogę. To mnie wybiło z rytmu, ale nie sprawiło żadnego problemu w trakcie biegu. Dopiero po 150 metrach poczułem, że zdjęto mi buta z pięty i ledwo się trzymał Starałem się dalej biec, tym samym rytmem, tym samym krokiem. Po 200 metrach ten but całkowicie spadł i leżał już na bieżni przez cały bieg – powiedział Michał Rozmys w rozmowie z TVP Sport.

Rozmys zakończył wyścig półfinałowy na ostatnim miejscu w stawce z czasem 3:54,53, ale ostatecznie wystąpi w finale.

W trakcie rozmowy z dziennikarzem, gdy jeszcze nie wiedział jak cała sytuacja się zakończy, przyznał, że plan na dzisiejszy dzień był zupełnie inny, a nadzieje naprawdę wysokie.

– Starałem się trzymać swoją pozycję. Takie były założenia. Mocno zacząć, nie tracić siły na potyczki, ale być w czubie, żeby mieć z czego zaatakować. Mówiłem dzisiaj kolegom w pokoju: „Dzisiaj będzie bieg na rekord olimpijski”. Swój wynik zakładałem na 3:32. Los pokrzyżował plany – dodał.

Po biegu złożony został protest przez polską ekipę. Tłumaczono, że Michał Rozmys nie z własnej winy zgubił but. Sędziowie postanowili uwzględnić protest i dopuścili naszego biegacza do finału rywalizacji na dystansie 1500 metrów.

– Polak został warunkowo dopuszczony, bo stracił but nie ze swojej winy na trasie – tłumaczył Przemysław Babiarz.

Czytaj: Tokio2020: Kolejne dwa medale dla Polski!

Michał Rozmys przez większość dystansu musiał biec bez jednego buta. Źródło: Twitter

Marcin Lewandowski z kontuzją

Marcin Lewandowski podczas swojego startu eliminacyjnego w biegu na 1500 m miał ciężkie chwile. W trakcie rywalizacji wywrócił się na bieżni, ale wyścig dokończył. Wydawało się, że jest to koniec marzeń o olimpijskim medalu, jednak powtórki pokazały, że był pociągany za koszulkę.

Działacze złożyli protest, który został błyskawicznie rozpatrzony. Na szczęście pozytywnie, dzięki czemu Lewandowski został przywrócony do półfinału. Polski lekkoatleta otrzymał drugą szansę, którą zamierzał w pełni wykorzystać, ponieważ jak sam mówił, przygotowywał się do tych igrzysk od roku, dwóch, a od co najmniej dziesięciu lat. Od początku była to jego impreza docelowa.

Marcin Lewandowski rozpoczął bieg półfinałowy inaczej niż eliminacyjny. Od samego początku był w czołówce, mniej więcej na piątek pozycji. Nie chciał powtórzyć tego samego błędu i nie chciał dać się zamknąć.

Bieg półfinałowy był dość spokojny, zawodnicy zdecydowanie oszczędzali siły na sam koniec. Niestety, i tym razem Lewandowski miał ogromnego pecha. Kontuzja, a właściwie skurcz łydki na kilkaset metrów przed metą uniemożliwił mu ukończyć ten wyścig.

– Przyjechałem z drobnym urazem łydki. USG nic nie wykazało, pokazało tylko, że jest blizna i mogę odczuwać dyskomfort, ale to nic poważnego. Powiedziałem sobie, że dopóki noga mi nie odpadnie, to będę ryzykował i dam z siebie wszystko. W trakcie biegu dwa razy bardzo mocny prąd przeszedł mi przez łydkę, mimo że jestem na silnych lekach przeciwbólowych, to bardzo mocno poczułem. Nie byłem w stanie biec. Tym bardziej jest to przykre, że to tempo biegu na 3:33… Mógłbym w trakcie biegu czytać książkę, nieskromnie mówiąc. Czułem się rewelacyjnie, tym bardziej tego żałuję. Nie wiem, jak wielkiej próbie poddaje mnie Pan Bóg, ale nie pozostaje mi nic innego, jak robić swoje – mówił w rozmowie z TVP, Lewandowski.

– Jechałem tutaj z wielkimi nadziejami. Być może to pech, ale jestem szczęśliwym człowiekiem, ojcem, mężem, przyjacielem. Ludzie naprawdę mają pecha, tracą dużo więcej niż ja w tym półfinale. Wezmę to z dumą na klatę, bo nic innego mi nie pozostaje. Tego szczęścia, które mimo wszystko zaznałem w życiu, nikt mi nie zabierze. Wierzę, że to wszystko ma swój cel. Bardzo mocno wierzę, że olbrzymi pech, który mnie prześladuje, w przyszłości będzie moim zbawieniem – dodał Lewandowski.